Początek roku w Portugalii
Data publikacji: 13.01.2023
Portugalia jak zwykle nie zawiodła. Tydzień na zielonej trawie i w lekkich ubraniach – tak w skrócie można określić nasz kolejny wyjazd klubowy. Temperatura – jak zwykle – dochodziła nawet do 18-19’C, a w słońcu wydawało się nawet cieplej. Na taki wyjazd czeka się już od listopada, aż w końcu ten czas nadszedł.
Zebrało się nas „oczko”, czyli 21 osób i to wszyscy grający w golfa. Co ciekawe: większość pań. Zafundowaliśmy sobie maraton golfowy, grając 6 rund na 6 polach, dzień po dniu. Nikt się nie oszczędzał, ale czy można się dziwić?
Pinhal – to jedno z pięciu pól grupy Dom Pedro. Słynie z sosen, których gęste korony potrafią połknąć piłki, które nie trafiły na fairway. Piękne pole, ale dobrze, że tej rundy nie wliczaliśmy jeszcze do naszych rozgrywek!
Laguna – również z kolekcji Dom Pedro. Nieco szersze, trochę więcej wody (nazwa to sugeruje) i odrobinę zmienione po zeszłorocznym zamknięciu. Był to pierwszy dzień naszej czterodniowej rozgrywki turniejowej.
Old Course – to jest zawsze mój faworyt. Jedno z najładniejszych pól Dom Pedro. Prawie bez wody, a i tak urozmaicone, z pięknymi widokami i ładnym lasem. Przy czym trzeba trochę pochodzić góra-dół.
Vila Sol – jedyne pole, na którym wszyscy byliśmy po raz pierwszy. Złożone z trzech dziewiątek (27 dołków), więc zobaczyliśmy tylko 2/3 całości. Technicznie wymagające, ciekawe, o wąskich fairwaych i małych, szybkich greenach. Nie było łatwo, ale zdecydowanie tu wrócimy.
Vale do Lobo Ocean – dla wielu pole nr 1 ze wszystkich, na których graliśmy. Bardzo tu pilnują tempa gry, a limity mają wyżyłowane (2h 10m na dziewięć dołków). Trzeba się było bardzo sprężać. Ale to tu czekają na golfistów najpiękniejsze widoki. Na drugiej dziewiątce pole dochodzi do samej plaży i morza. Puttujesz, słysząc za plecami fale.
Vale do Lobo Royal – pole już na deser, ponieważ turniej zakończyliśmy poprzedniego dnia, zgodnie z planem, po 4 rundach. Nieco patchworkowe pole, poskładane z kilku kawałków, między którymi trzeba przejść przez uliczki pomiędzy domkami. Ale to na tym właśnie polu znajduje się najbardziej spektakularny dołek Portugalii. Słynne PAR 3, dołek nr 16, położony na krawędzi wysokiego klifu. Szczególnie z tylnych tee widok jest obezwładniający. Podobnie jak zadanie, które stało przed panami – ja grałem driverem i na pewno nie byłem jedyny.
Tych klifów nie da się z niczym pomylić.
Drive na PAR 3. Inaczej się nie da!
Golf i plaża na jednym zdjęciu.
Laguna to sporo wody. Czasem przy samych fairwayach.
Laguna raz jeszcze.
Można sycić wzrok zielenią do woli.
Poranek, a my już ciśniemy.
Jak tu nie być zadowolonym, grając na Pinhal?
Takie widoki fundują obydwa pola Vale do Lobo.
Vale do Lobo Ocean też ma miłe PAR 3.
Paweł zakończył przed chwilą rundę na Old Course spektakularnym chip-inem na birdie na 18-tym dołku!
Old Course.
Old Course – trochę górzyście.
Do następnego razu!
Turniej
Oto wyniki naszego turnieju, w którym walka o niektóre miejsca trwała do końca i decydowały pojedyncze uderzenia:
Stroke Play Brutto
I miejsce – Michał Kopczewski
II miejsce – Jarek Skręta
III miejsce – Piotr Mazurkiewicz
Stableford Netto
I miejsce – Grzegorz Malewicz
II miejsce – Marta Tymińska
III miejsce – Michał Gierliński
Obowiązkowym punktem programu jest zawsze wizyta w niepozornej (ale wybornej) lokalnej restauracji Os Agostinhos. Słynie z ryb, do tego serwuje dobre lokalne wino, a kelnerzy uwijają się jak w ukropie. A wszystko bynajmniej nie w luksusowym lecz bardzo swojskim anturażu.
Wielkie podziękowania dla Małgosi i Grzegorza Malewiczów za organizację całego wyjazdu i prowadzenie turniejowych klasyfikacji. A słowa uznania dla uczestników, którzy dali radę w tym golfowym maratonie wziąć udział i zagrać 108 dołków.
W sprawie następnych wyjazdowych planów będziemy na pewno informować Was z wyprzedzeniem.
Red. (zdjęcia – od uczestników wyjazdu)
Aby dodawać i oglądać komentarze zaloguj się
FaceBook